Amur 9Kg 103cm

Jest już końcówka maja. Nie miałem możliwości wybrać się na jakąś dłuższą zasiadkę majową to wykorzystałem dawno zapomniany sposób wędkowania. W sprzyjających okolicznościach udało mi się w jednym tygodniu wygospodarować po kilka godzin dziennie na przebywanie nad wodą i obserwację łowiska. Synoptycy zapowiadali wahania pogodowe i tak bardzo nielubiany przez wędkarzy wschodni wiatr. A tak zaczął się ten cykl.

Poniedziałek.

Zajechałem nad wodę około 8 rano. Szybko rozkładam sprzęt i nęcę łowisko. Na początek leci do wody kukurydza i kulki mojej produkcji o smaku żurawiny. Łowię na dwa zestawy, co pozwala mi się zorientować, czym ryba jest zainteresowana. Już po godzinie udało mi się wyholować karpia wielkości dłoni. Karp oczywiście pokusił się na kukurydzę. Na kulkę nic nie było.

 

Wtorek.

Jestem niemal o tym samym czasie. Widzę jak w łowisko wpływają karpie i amury. Bacznie obserwuję ich zachowanie. Kiedy wpływa duży amur to karpie robią pas i odpływają? Udaję mi się zaobserwować amura marzenie ma ponad metr i kilkanaście kilo wagi. Wpływa na miejscówkę i po chwili zawraca na głęboką wodę. Cały czas kontynuuję nęcenie w dwóch miejscach na kukurydzę i kulki. Troszkę jestem zawiedziony, bo nie widzę żadnych dużych karpi. Największy, jaki udało mi się przyuważyć to około 5kg. Po chwili na zestawie z kukurydzą mam branie. Ryba gwałtownie odjechała w gałęzie. Dopadłem wędkę i po chwili miałem rybę na kiju. Nie trwało to zbyt długo przy kolejnym szarpnięciu zestaw wyleciał z pyska ryby. Mogę się jedynie domyślać, że był to karp około 8kg.

 

Środa.

Jestem znowu nad wodą nieco później niż zwykle a na dodatek mam małą chwilę. Montuję zestawy i wrzucam do wody. Po chwili pojawia się stado małych leszczy a w śród nich jeden większy około 50cm. Za chwilę pojawiają się stadnie karpie od kilograma do pięciu. Prawdopodobnie zarybieniowe. Przeleciały jak burza i znikły w otchłani. Nagle zaobserwowałem się pojawienie mojej ryby marzeń. Amur jeden z tych większych. Wpłynął w łowisko przeganiając wszystkie małe rybki. Co jakiś czas widzę jak robi kółko i wraca do nęconego miejsca kulkami. Nagle zauważyłem jak na jednej wędce plecionka się napina. Patrzę ze zdumieniem. Czyżby ciężarek zjechał z górki? Naglę plecionka luzuje się. W tym momencie doszło do mnie, co tak naprawdę się stało. Miałem typowe branie amura. Pewnie jak bym był daleko to nawet bym tego nie zauważył. Jestem załamany trafiło mi się branie a jak nowicjusz dałem luz. Musiałem wracać do pracy.Wieczorem przeszła burza. Postanowiłem z wieczora podjechać na chwilę nad wodę i zobaczyć czy ryby są aktywne o zmroku. Wyjazd okazał się mało skuteczny, ale dało mi to możliwość zanęcenia łowiska.

 

Czwartek.

Po nieudanej wieczornej zasiadce 3 godzinnej postanowiłem pojechać na ryby o świcie. Ciężko było wstać tak, więc dopiero nad wodą wylądowałem o godzinie 5:20. Wcześniej przygotowałem sobie coś ekstra na zasiadkę. Po rozmowie z kolegą Tomkiem Nuckowskim postanowiłem uczyć się na błędach i tym razem byłem przygotowany na każde branie. Mój system się nie zmienił jedno miejsce na kukurydze drugie konsekwentnie na moje kulki. Był to chłodny dzień. Po zanęceniu łowiska musiałem się nakryć narzutą i siedząc na krześle obserwowałem wędki. Od razu zauważyłem bardziej pobudzone drapieżniki. Z mojego łowiska znikły leszcze a jedynie klenie się przemieszczały. Czas mijał nie ubłaganie. Po ponad godzinie mam odjazd. Zestaw kukurydzą znowu okazał się skuteczniejszy. Ponieważ łapałem na luźnej plecionce szybko dociąłem i na haku ląduje karp około 1kg. Podziękowałem mu za współpracę i do wody. Czas mija nie błagalnie. Pojawiła się jaskółka na pobliskim drzewie. Pięknie ubarwiona powitała nowy dzień. Dostrzegam jak w moim kierunku podpływają dwa amury. Nastała teraz chwila ciszy. Amur znikł gdzieś w okolicy łowiska. Zerkam, co chwilę na plecionkę i na zegarek. Nagle widzę jak plecionka napina się powoli. Szybko podrywam wędkę i zacinam. Tak teraz widzę od razu, co jest grane. Amur ze zdziwieniem wyskoczył w górę całym pędem. Zapowiada się niezła walka. Podchodzę pod brzeg z podbierakiem. Amur raz za razem robi odjazd na kilka metrów. Staram się cały czas kontrolować hamulec. I tak sobie czas leci amur na wolność ja go do podbieraka. Mija już piętnaście minut. Widzę, że amur już powoli traci siły. Podciągam go delikatnie do podbieraka i mam. Już jest mój. Jest duży i sporo waży. Wypinam amura z haka i na macie czeka na zdjęcia. Rozkładam statyw i aparat. Kilka fotek, ale widzę, że amur traci z każdą chwilą więcej siły. Szybko rozkładam wagę i ważę. Wskazówka wskazała 9kg. Szkoda, że nie mam centymetra Alena oko amur ma koło metra. Pakuję go w mate i zanoszę do wody. Teraz zależy mi tylko na tym, aby ryba odzyskała siły i wróciła do wody. Czas mija nie ubłaganie. Już powinienem jechać do pracy a tu cały majdan do spakowania. Szybko pakuję sprzęt i lecę cały czas pamiętam tą wspaniałą walkę i chwilę wyciągnięcia jednego z większych amurów. Po dojechaniu do domu okazało się, że mam dodatkową niespodziankę a mianowicie kleszcza, który w między czasie wpakował mi się do pępka. Mam nadzieję, że nie będzie żadnych więcej niespodzianek.